czwartek, 26 grudnia 2019

Podróże w 2019 roku | Podsumowanie

Ostatnio dosyć mocno skupiłem się na tworzeniu filmów i muszę przyznać, że bardzo się cieszę z tego powodu, ponieważ brakowało mi tego. Jednak rok dobiega końca i myślę, że to właśnie blog jest idealnym miejscem do podsumowanie tego podróżniczego roku. Jeżeli śledziliście mnie na przeróżnych portalach to dobrze wiecie, że dosyć sporo się działo. Także zapraszam Was na to krótkie podsumowanie 2019 roku i ponowne przeżycie niektórych z moich wypraw.

Wycieczka na Gorc Troszacki

Ten roku był przełomowy na wielu płaszczyznach. Myślę, że takim największym osiągnięciem tego kończącego się roku, była moja pierwsza w życiu samotna wycieczka za granicę a dokładniej do słonecznej Hiszpanii. Tym razem postanowiłem odwiedzić przepiękną Sewillę. Cieszę się, że mentalnie przekonałem się do tego wyjazdu, ponieważ pokazał mi, jak to jest podczas solowej wyprawy. Przekonałem się na własnej skórze jakie są plusy i minusy podróżowania tylko we własnym towarzystwie. Jeżeli ktoś jest zapalonym podróżnikiem tak jak ja, to myślę, że chociaż raz w życiu powinien odbyć taką podróż. Dlaczego? Żeby poznać się lepiej i zobaczyć, że podróżowanie w pojedynkę nie jest takie straszne i niesie ze sobą naprawdę sporo pozytywnych aspektów.

Spacerując uliczkami Sewilli

Jak jesteśmy przy podróżach poza terenem naszego kraju to oczywiście muszę wspomnieć o kolejnym, już jedenastym, państwie, które udało mi się odwiedzić. Mowa o Austrii a dokładniej o jej stolicy, czyli Wiedniu. Tym razem poleciałem już z moją dziewczyną. Spędziliśmy tam kilka wspaniałych dni a poza tym ten wyjazd pomógł mi zrealizować moje kolejne, małe marzenie. Podczas wizyty w Wiedniu miałem okazję zobaczyć na własne oczy Pandę wielką. Było to moje odwieczne marzenie, które to właśnie w tym roku udało mi się spełnić. Mówiłem, że ten roku był przełomowy? A to jeszcze nie koniec...


Panda wielka w wiedeńskim ogrodzie zoologicznym

Już w zeszłym roku nieco się przekonałem, ale myślę, że to właśnie rok 2019 był taki mocno przełomowy. Chodzi o moje wyprawy w góry. Jeszcze jakiś czas temu dosyć mocno unikałem wyjazdów w tereny górzyste. Oczywiście jakieś wyjazdy były, ale nie były one priorytetem. Zdecydowanie bardziej wolałem wybierać jakieś inne miejsca na wyjazdy. Wszystko zmieniło się w tym roku i śmiało mogę powiedzieć, że uwielbiam wyjazdy w góry. Nie wierzycie? Myślę, że fakt, że postanowiłem sam zdobyć jeden ze szczytów Beskidu Śląskiego, jakim jest Klimczok, o czymś świadczy. Jeszcze w zeszłym roku nawet przez myśl nie przeszłoby mi, żeby wybrać się samemu w góry. Jeżeli miałem gdzieś jechać to tylko i wyłącznie z kimś. Oczywiście Klimczok to nie jedyne miejsce, które w tym roku odwiedziłem. Czarny Staw Gąsienicowy, Gorce, Smreczyński Staw czy zdobycie najwyższego szczytu Beskidu Śląskiego to takie główne górskich wypraw w tym roku. Chciałbym również podziękować mojemu przyjacielowi Rafałowi, dzięki któremu wiele z tych wypraw udało się zrealizować. Myślę, że ten rok dostarczył nam masę niesamowitych wspomnień i mam nadzieję, że nadchodzący 2020 rok będzie jeszcze obfitszy w takie wyjazdy.


Realizacja filmu ze zdobycia najwyższego szczytu Beskidu Śląskiego

Oczywiście ten rok, jak każdy inny, to masa mniejszych i większych wyjazdów na terenie naszego kraju. Na początku roku odwiedziliśmy niesamowicie ciekawe miejsce jakim jest Enklawa Przyrodnicza ''Bobrowisko'' niedaleko Starego SącząRazem z moją dziewczyną wybraliśmy się do Wygiezłowa i odwiedziliśmy tamtejszy Skansen. Weekend majowy był pod znakiem pierników i Kopernika, ponieważ w końcu odwiedziłem Toruń, Bydgoszcz i okolice. Były to miejsca, które zamknęły listę z takimi większymi miastami, które chciałem odwiedzić w Polsce. Podczas okresu wakacyjnego postanowiliśmy wybrać się do Muszyny. Miejsce znamy już na wylot, ale mimo wszystko zawsze lubimy tam wracać. To właśnie tam spędziliśmy naszego pierwsze, wspólne wakacje i teraz przynajmniej raz w roku przyjeżdżamy do Muszyny, aby odwiedzić stare kąty. Pewnego słonecznego popołudnia postanowiliśmy odwiedzić Alpaca Home. Niesamowite miejsce oddalone zaledwie kilkanaście kilometrów od Krakowa. Idealny pomysł na oderwanie się od tej szarej rzeczywistości. Pierwszy dzień jesieni przywitaliśmy nad naszym polskim morzem. Spędziliśmy naprawdę super weekend w Trójmieście. Była to moja pierwsza wycieczka nad polskie morze w takiej porze roku. W pewny weekend, pomimo niezbyt przychylnej pogody, postanowiliśmy z Rafałem odwiedzić niesamowicie klimatyczne osiedle w Katowicach jakim jest Nikiszowiec. Oczywiście z tego wyjazdu powstał krótki film z którego możecie dowiedzieć się kilku ciekawostek związanych właśnie z tym dawnym, robotniczym osiedlem.

Pierwszy dzień jesieni nad polskim morzem

Także jak sami widzicie, dosyć sporo się działo w tych ostatnich 365 dniach. Przed każdym rokiem jest taka obawa, czy wszystkie plany uda się zrealizować i takie same obawy miałem właśnie w przypadku roku 2019. Jednak mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że wszystkie plany udało się zrealizować. Mało tego, pojawiło się sporo nieplanowanych lokacji, co bardzo mnie cieszy.


Spacer w okolicy Kamieniołomów Koparki

Wiem, że nie jest to osiągniecie stricte turystyczne, ale jest to bardzo ważne wydarzenie w tym kończącym się roku, dlatego chciałbym o tym wspomnieć. Jak zaczynał się rok 2019 to powiedziałem sobie, że ten okres musi być znacznie lepszy pod kątem osiągnięć sportowych. Dlatego postawiłem sobie cel. Tym celem było przebiegnięcie pierwszego w życiu półmaratonu. Osoby, które mnie znają, to wiedzą, że bieganie, zwłaszcza długodystansowe, nigdy nie było moją mocną stroną. Dlatego przebiegnięcie półmaratonu nie było czymś łatwym. Jednak po kilku miesiącach treningów udało mi się przygotwać do tego biegu i oto tak, w połowie października, przebiegłem swój pierwszy w życiu półmaraton. Jestem z siebie bardzo dumny i postanowiłem, że w tym nadchodzącym roku musze poprawić tegoroczny wynik i wypaść jeszcze lepiej. Mam nadzieję, że się uda i październik znowu będzie miesiącem mocno sportowym.

Mój pierwszy w życiu półmaraton

A teraz mogę zadać moje ulubione pytanie, czyli, jakie mam plany na 2020 rok? Oczywiście mam ich sporo i czy uda się wszystkie zrealizować to pokaże czas. Jak na tą chwilę mam jeden potwierdzony wyjazd, który odbędzie się już za niecałe dwa miesiące. Będzie to, można tak powiedzieć, kolejna tradycyjna wyprawa do Hiszpanii w okresie zimowym. Jakie miasto jest teraz na tapecie? Tego dowiecie się już niebawem. Jeżeli chodzi o inne plany to chciałbym odwiedzić jakieś nowe państwo. Mam kilka pomysłów, ale to zobaczymy z czasem, który plan uda się zrealizować. Oczywiście rok 2020 będzie mocno skupiony na podróżach w naszym kraju. Mam jeszcze kilka nieodkrytych miejsc, które chciałbym odwiedzić, więc mam nadzieję, że ten nadchodzący rok będzie na to idealnym czasem. Także gorąco zachęcam Was do śledzenia mnie na Instagramie, YouTubie, Blogu jak i Facebooku (tutaj zaszła mała zmiana i mam nową stronę), ponieważ właśnie z tych miejsc dowiecie się wszystkiego o moich podróżach.

niedziela, 15 grudnia 2019

Pożegnanie z górami | Ostatnia wyprawa w tym roku

Rok 2019 pomału dobiega końca a co za tym idzie, kończą się przeróżne wyjazdy. Jak dobrze wiecie, ten rok był mocno obfity, jeżeli chodzi o górskie wyprawy. Tak, wiem, nie było może ich aż tak dużo, ale dla mnie bardziej liczy się jakość a nie ilość. Każda z tych górskich wypraw dostarczyła mi wiele niesamowitych wspomnień i cieszę się, że ta ostatnia podróż w 2019 roku odbyła się właśnie w góry. A gdzie byliśmy tym razem? Przekonajcie się sami...

Mimo, że spacerujemy doliną, to przepięknych widoków nie brakuje

Nasza ostatnia podróż w tym roku znowu miała miejsce w południowej części małopolski a dokładniej w Tatrzańskim Parku Narodowym. Oczywiście pomysłów na tamten rejon mamy jeszcze mnóstwo, ale tym razem postawiliśmy na dosyć spokojną trasę, która pomimo wędrówki w dolinie, również sporo ma do zaoferowania. Naszym celem był Smreczyński Staw. Mimo, że jakoś bardzo na to nie liczyliśmy, to mieliśmy cichą nadzieję, że uda nam się zobaczyć Staw jeszcze niezamarznięty. Od dawna marzyliśmy o takim widoku, niezamarznięty staw a dookoła góry przyprószone przez śnieg, i liczyliśmy, że to marzenie uda się spełnić jeszcze w tym roku.

W zimie raczej kaczek nie spotkacie

Trasa zaczyna się w miejscowości Kiry. To tutaj zostawicie samochód na jednym z kilku parkingów. Cena to około 20-30 złotych za całodniowy postój. Parkingi są zlokalizowane bardzo blisko wejścia do Doliny Kościeliska, to tutaj zaczyna się nasza przygoda ze szlakiem, więc nie będziecie musieli jakoś daleko iść z Waszego samochodu. Wstęp do Tatrzańskiego Parku Narodowego jest płatny (5 złotych za bilet normalny, aczkolwiek polecam sprawdzić sobie w internecie aktualne ceny za wstęp), jednak my byliśmy tam zaraz po wschodzie słońca, taże udało nam się wejść bezpłatnie. Oczywiście nie jest to jedyny plus wczesnego przyjazdu w góry, ale o innych zaletach powiem Wam za chwilę.

Górski potok to jeden z moich ulubionych widoków w górach

Zielony szlak, to właśnie nim będziecie praktycznie cały czas spacerować, to dosyć łagodna trasa. Na całym odcinku jest kilka wzniesień, ale z reguły są to łagodne podejścia. Całą trasa to około 14 kilometrów i przejście nie powinno Wam zająć więcej niż 5 godzin. Po przejściu całego szlaku zielonego, dotrzecie do Schroniska PTTK na Hali Ornak. To właśnie tutaj zaczyna się szlak czarny, który doprowadzi Was pod sam Staw. Właśnie ten odcinek, który zajmie Wam około 40-60 minut wychodzenia, może być dla Was najbardziej męczący, ponieważ podejście jest dosyć strome. Tutaj Wasze nogi poczują lekki wysiłek. Jednak nie ma co się załamywać. Na pocieszenie powiem Wam tyle, że na końcu tej wędrówki czeka na Was miły prezent w postawić przepięknych widoków a poza tym w drodze powrotnej będzie schodzić tylko i wyłącznie w dół.

W górach trzeba zwracać uwagę na każdy detal

Po przejściu szlaku czarnego dotrzecie pod Smreczyński Staw. Warto dodać, że jest to ślepy odcinek. Po dotarciu pod Staw jedyne co możecie zrobić to zawrócić i zejść pod schronisko. Jak pisałem na początku, mieliśmy nadzieję, że zastaniemy Staw niezamarznięty. No niestety...Nie udało się. Staw był pokryty lodem i nasze, małe marzenie nie zostało zrealizowane. Mimo wszystko krajobraz był przepiękny. Zrobiliśmy sobie krótką przerwę, porobiliśmy zdjęcia i nacieszyliśmy oczy niesamowitym widokiem.

Smreczyński Staw

Gdy wyruszyliśmy spod Stawu to zaczęło dosyć solidnie wiać i niestety wiatr nie opuszczał nas aż do samego parkingu. Nie ułatwiało to schodzenia, ponieważ zaczynało robić się coraz cieplej a co za tym idzie śnieg zaczynał się topić i miejscami robiło się bardzo ślisko. Gdybyśmy przyjechali kilka godzin póżniej to niestety nie moglibyśmy powiedzieć, że trafiliśmy na ładną pogodę. Także jak sami widzicie, wczesny przyjazd w góry ma wiele zalet. Wiadomo, że trzeba się poświęcić, ale nic nie przychodzi za darmo. Ten rok, patrząc pod kątem wycieczek w góry, na pewno nauczył mnie tego, że niezależnie jak ciężka będzie wędrówka to prędzej czy póżniej, zostanie nam ona wynagrodzona. Najczęściej w postaci przepięknych widoków.

Rodzinny spacer w górach

W drodze powrotnej zrobiliśmy sobie krótki postój w schronisku. Trzeba było się ogrzać a przy okazji posilić przed dalszą wędrówką. Jeżeli szukacie jakiejś spokojnej trasy na kilka godziny to myślę, że wycieczka pod Smreczyński Staw to idealny pomysł. Według mnie, trasa ma wiele do zaoferowania niezależnie od pory roku i nie będziecie narzekać na brak przepięknych widoków. Nasza wyprawa pod Smreczyński Staw to już prawdopodobnie ostatnia wycieczka w tym roku. Już teraz chciałbym Was zachęcić do przeczytania podsumowania 2019 roku, które ukaże się jakoś kilka dni przed Nowym Rokiem. Myślę, że miło będzie powspominać niektóre moje, tegoroczne wyprawy a wierzcie mi, jest co wspominać.